Dziś obiecane dokończenie relacji z nadawania nowej twarzy naszemu pokojowi kuchennego. Pięknie Wam dziękuję za wszystkie komentarze i przepraszam, że tak brutalnie podzieliłam opowieść na dwie części. Trochę wymogło ten fakt ograniczenie czasowe, trochę brak odpowiednich warunków na urządzenie sesji fotograficznej. Mam nadzieję, że teraz tym milej i z większym zaciekawieniem będzie się oglądało i czytało ciąg dalszy :)
Przebrnęłam ostatnio łatwo temat wykończenia podłóg i ścian, natomiast myślę sobie, że warto by było tu napisać kilka słów.
Jak wspominałam poprzednio - na podłodze w kuchni zaryzykowaliśmy i drewniane deski położyliśmy na całości, bez wydzielania części z glazury, choć mieliśmy na początku taki pomysł. Wyłożenie całego pomieszczenia glazurą nie wchodziło w grę absolutnie, bo po pierwsze zależało nam na utrzymaniu jego pokojowego charakteru, a po drugie skutecznie odstrasza mnie zimno płytek, nie mówiąc już o tym, że widok w wyobraźni naszego oczekiwanego wówczas raczkującego Synka skutecznie zabił ten pomysł... Tak więc podłogę wyściełają olejowane deski dębowe "rustykalne". Pamiętam minę Panów Monterów od podłogi, gdy zabroniłam im pozbywać się na niewidoczne miejsca pod meblami desek z sękami, a eksponować je na środku kuchni :)) Po kilku uwagach pytali się mnie raz po raz, gdzie daną deskę układać.
I choć wolałabym, by każda deska była innej długości, a podłoga wrażliwa jest na każde zachlapanie wodą, jakimkolwiek płynem, to kocham ją na zabój i nie zamienię na żadne najpiękniejsze w świecie laminowane panele:) A po cichu Wam powiem, że oczywiście staram się na bieżąco zachlapania wycierać, myć specjalnymi środkami, ale nawet jeśli pozostaje odbarwienie to i tak jest ono zaraz zaakceptowane przeze mnie z miejsca jako element tworzący klimat kuchni i śmieję się do J. (a on się stał bardzo wyczulony na zaplamienia desek) że skoro kuchnia w starych klimatach to i podłoga "stara" być musi!
Ze ścianami zaś przepraw było wiele, bo wymarzyłam sobie je w dość zdecydowanym grafitowym kolorze. Gdy opowiadałam znajomym i rodzinie o moich planach to miny mieli - delikatnie mówiąc - zaskoczone i zdegustowane; że jak? że szary? na ścianie? że chcę zrobić kryptę? że akurat ciemno i ponuro nie będzie? Łącznie z tym, że dla mojej Mamy moja wizja była co najmniej egzotyczna i bardzo mnie próbowała od niej odwieść. I choć to duże pomieszczenie, choć mamy wysokie okna, spasowałam - stwierdziłam, że na ciemniejsze tony pomalować mogę zawsze, natomiast zaczniemy od odcieni jaśniejszych. Kolorystyki nie odpuściłam. Po 3 dniach podchodzenia do testowo pomalowanej czterema odcieniami szarości ściany, porównaniach, rozmowach, przekonywaniach padł w końcu wybór. Ściany pomalowaliśmy farbą Dulux mieszaną w mieszalniku. Koszty jak na farbę bardzo wysokie, za to efekt zdecydowanie wart swej ceny. Nie za jasny, na szczęście :)
Wracając do umeblowania...
Projektując w wyobraźni pokój kuchenny wymarzyłam sobie kredens, taki z prawdziwego zdarzenia, który pomieściłby wszystkie kuchenne i nie tylko różności. Do tej pory w kuchni stała szafa ubraniowa, za to w jednym z pokojów w segmencie znajdowały się zastawy stołowe czy obrusy... Marzyło mi się by kuchnię mieć w kuchni, a pokój w pokoju. Byłam gotowa w tym siódmym czy ósmym miesiącu ciąży przemalowywać kredens by pasował do całości, jeśli tylko udałoby się znaleźć coś z klimatem za sensowną cenę. Szukałam po dessach i moich klamociarniach, ale nic sensownego trafić nie mogłam - albo były za duże, albo za toporne, albo w strasznym stanie, albo już sprzedane... I gdy się okazało, że chyba wcale łatwo z tym wymarzonym kredensem nie będzie, dostałam od pewnej kochanej pokrewnej duszy (Madziu pozdrawiam!) namiary na kolejny sklep-dessę. Znalazłam swój wymarzony kredens - dębowy, pięknie wybarwiony, cieniowany, z pięknymi okuciami i szybkami dzielonymi cyną. I choć cena do najniższych nie należała (tzn. jak na taki mebel i tak była niska i okazyjna) to mamy poczucie dobrze ulokowanych pieniędzy. Kredens stanął w kuchni narazie w oryginalnej formie. Może kiedyś go przemaluję (na złamane biele przecierane i patynowane), ale dziś cieszy mnie takim jakim jest. Na zdjęciu poniżej jeszcze w częściach,w dniu meblowania :)
Powracając zaś do mebli kuchennych - długo myślałam jak je wykończyć i nie mogłam się zdecydować. Czyste białe czy w złamanej bieli, z postarzeniami, przecierkami, patynowaniem czy też bez... Czystą biel odrzuciłam - ten odcień (ekhm... bielszy odcień bieli ;)), który miałam, wydał mi się za surowy, szpitalny i zbyt zimny, zdecydowałam się natomiast na złamaną biel w kolorze śmietany (Pastelowa Orchidea Duluxa) i prosty shabby chic. Szafki oprócz zrywanej okleiny (w przypadku frontów) i zmatowienia szlifierką (wszystkich zewnętrznych ścian) wymagały nałożenia podkładu gruntującego, farby w kolorze gorzkiej czekolady(fronty) oraz 5-6ciu warstw złamanej bieli (nakładanej wałkiem gąbkowym), by pokryć wszystkie prześwity. Całość zabezpieczyłam dwoma warstwami lakieru półmatowego, a żeby jeszcze bardziej zmatowić efekt nakładałam go również wałkiem.W hurtowni dobrałam uchwyty w kolorze starego złota z porcelanowymi elementami. Koszt całkowity "nowych" mebli to ok. 350 zł. Trochę pracy, ale satysfakcja wielka.
Po wielu tygodniach remontowej pracy przyszedł wyczekany dzień wieszania szafek i odzyskiwania kuchni.
(Przepraszam za reklamę piwa - dopiero na zdjęciach zauważyłam, że nie musiałoby tam stać:))
|
Tutaj J. z teściem przy pracy. |
|
Szafki zawieszone! |
|
Przestrzenie między szafkami zostawione specjalnie - na półki z przyprawami i książkami kucharskimi. Na dzień dzisiejszy trochę to rozwiązanie wygląda inaczej (na zdjęciach poniżej) |
A teraz wersja aktualna. Pokój kuchenny jeszcze w świątecznej atmosferze (bo u nas kończymy świętowanie i kolędowanie dopiero 2 lutego - w Święto Matki Boskiej Gromnicznej). Przybyła sierotka Marysia od mycia naczyń :) Od początku nastawialiśmy się na wersję białą, ale gdy ją zobaczyliśmy zgodnie uznaliśmy, że wygląda jak... pralka. Stanęła więc taka stalowa. Dnia pewnego - tak sobie myślę - może ją przemaluję, albo okleję...
|
Pod lewym oknem znajduje się skrytka-spiżarenka. Obudowa na razie oczyszczona z farby, będzie wykończona w stylu mebli. Nad telewizorem zawisną obrazki z czarno-białymi grafikami starych imbryków :)
Stół jest stary, przedwojenny. Masywny, dębowy. Ma niestety zniszczony blat (fornir odpadający, wybrzuszenia od wilgoci) i zastanawiam się, czy warto go odnawiać czy nie poszukać czegoś lżejszego. Krzesła tymczasowe - mam w zanadrzu inne do odnowienia, ale czekam na wiosnę i trochę czasu. |
|
Przerwa między szafkami została zagospodarowana na kulinarną biblioteczkę:) |
|
Na parapecie. Ażurowy koszyk został adoptowany na chlebak. Płócienny woreczek wykorzystuję do suszenia pieczywa :) |
|
Za drzwiami po lewej stronie jest niewielki pokoik - w przyszłości Michasia. |
|
Zawieszka "Home" zawiśnie najpewniej nad kanapą. Obok marzy mi się wielki zegar w starym stylu. Na razie szukam odpowiedniego. |
|
Na ścianie na wprost zawiśnie galeryjka zdjęć i ramek. Drzwi po lewej wychodzą na korytarz. Framuga i drzwi częściowo oczyszczone z farby - ciąg dalszy nastąpi. Docelowo myślę o wybieleniu ich. Chodzi mi też po głowie zupełne usunięcie tych drzwi. Trochę szkoda, ale byłoby więcej miejsca do zagospodarowania na ścianie. Co o tym sądzicie? |
|
A to nasz świąteczne ubrany żyrandol. Dla wielu było szokiem, że zamiast lampy w stylu wcześniejszego kuchennego plastikowego plafona zawisło TAKIE COŚ. Ale się podobało :) |
Nasza kuchnia jeszcze nie ma ostatecznego wyglądu. Wciąż ewoluuje, jeszcze sporo zmian i upiększeń ją czeka.
Dalsze planowane inwestycje i zmiany:
- wymiana kuchenki gazowej na nieco nowszą i bardziej stylizowaną;
- wymiana baterii i zlewozmywaka na jednokomorowy;
- nowy wspólny jeden blat, bardzo bym chciała z prawdziwego drewna...;
- listwy przypodłogowe i w pierwotnej wersji również przysufitowe;
- niewielkie białe LCD zamiast dużego telewizora...
Na razie jednak muszą poczekać - na dorobienie się, albo na hojnego sponsora albo wygraną w totka :)
Tymczasem zmieniam przestrzeń wokół siebie tym co mogę zrobić sama. Małymi kroczkami nadaję różnym zakątkom cząstkę siebie.
Ach! Znalazłam na blogu dwa zdjęcia gdzie możecie dostrzec jak wyglądała stara kuchnia!
We wcześniejszym wątku przy okazji pokazywania zestawu kuchennego
Wielka szafa stała tam gdzie dziś kredens. Kredens z segmentu stał tam gdzie dziś będzie ścienna galeryjka.
Pozdrawiam serdecznie i macham do Was wprost z pokoju kuchennego - serca naszego domu :)
Tu toczy się nasze codzienne życie:)
-----------------------
W odpowiedzi na Wasze pytania i uwagi w komentarzach:
Kasiu:
1. Nad kuchenką miał być docelowo okap. Są dwie kwestie: jedna finansowa (czyli marzenia do spełnienia:)) oraz druga, dość znacznie ograniczająca: z racji, że to stare budownictwo, kominy, stare wentylacje nie możemy montować żadnego elektrycznego/mechanicznego okapu, które by wtłaczało powietrze do komina. Jedyną możliwość jaką mamy to zamontowanie okapu jako tunelu prowadzącego do otworu do komina jaki znajduje się w ścianie. Molestuję męża, by coś takiego mi wykombinował. Druga prostsza, ale mało praktyczna możliwość to półki w tym miejscu, np. na przyprawy i inne drobiazgi kuchenne - odstrasza mnie jednak skutecznie od tego rozwiązania wizja brudnych od tłuszczu i kuchennych oparów spodów półek...
2. Z kafelkami też wszystko obmyślone, zapomniałam napisać. Nie chciałam kafelek na całej ścianie, ograniczyć je jedynie do obszarów narażonych na największe zabrudzenia. Pozostała część natomiast będzie zagospodarowana na dwupoziomową półkę na przyprawy (od płytek do kontaktu) - na razie nie mogę nigdzie dostać takiej jaką potrzebuję (szerokość maksymalnie 50 cm, głębokość 10 cm). Za kontaktem przy oknie będzie wisiała ozdobna deska na sery - prezent z Portugalii od mojej Mamy. Pochwalę się nią jeszcze :) Tak więc myślę, że łyso nie będzie :)
3. Stół bez obrusu pokażę :)
Iwonko:
Zlew planujemy granitowy(czyt. konglomeratu granitowego) jednokomorowy, z ociekaczem z boku na podręczne mycie.