niedziela, 10 stycznia 2010

O spełnianiu marzeń

4 miesiące ciszy. Nie pytajcie. Nawet nie wiem kiedy zlecieciały, chociaż przyniosły tyle zmian i tyle razy myślałam sobie by zostawić jakiś ślad, coś napisać, pokazać, a byłoby co... Ale czas leciał tempem szalonym, zupełnie nie pytając się o to czy nadążam, czy się dostosowuję, czy daję radę.

Dałam. Ale był to czas przełomowych wiadomości. Rozstań, spotkań, zmian, nowych wyzwań i wiadomości odwracających całe życie o 180 st.
Jest dobrze. Wręcz bardzo dobrze. Bo przecież cokolwiek by się działo, jakkolwiek ciężko by było, dziś czy jutro to w tym wszystkim tkwi sens i ogromna chęć życia. Życia, które budzi się z każdym dniem z jeszcze większą siłą. Teraz podwójnie.

Nie powiem, że leniuchowałam. Co to to nie! Mimo ograniczeń jakie zgotowało życie, trzeba było zakasać rękawy, bo okres jesienno-przedświąteczny obfituje w ogrom pracy. Znalazłam czas też na tworzenie, choć bardziej z konieczności niż z wewnętrznych chęci podyktowanych nadmiarem czasu siadałam do pędzli i farb. Dopiero teraz siadam i z radością nadrabiam. Pomysłów nie brakuje.

Co z tymi spełnianymi marzeniami? Mnożą się z dnia na dzień i radują ogromnie. Już dawno nauczyłam się, że do spełnienia wielkich marzeń potrzeba tych małych, codziennych, niezauważalnych. Dostrzeganie w każdym dniu tego co raduje i rodzi życzliwość to moje spełnione marzenia. Nowe życie, pierwsza rodzinna Wigilia w swoim własnym domu, wymarzona patera ze szklanym kloszem oraz książki kucharskie Nigelli w prezencie choinkowym od J., niespodziewane prezenty i okazana życzliwość ze strony przyjaciół i Klientów. Mogłabym wymieniać bez końca. A do tego wszystkiego dzięki pewnej cudownej osobie trafiłam wkolejne miejsce pełne inspiracji, pięknych staroci z duszą za grosze, które tylko czekają na nowe życie...

Znowu przepadłam. Moje pierwsze wizyty zakończyły się kupnem wymarzonej uroczej wirynki do łazienki, vintage'owej korony, szklanego klosza "na zaś", gdy mi zaświta pomysł na jakiś lampion czy dekorację. Urzekł mnie miedzowany z urzekającym ażurem talerzyk, który lada chwila pokryje się patyną. Nie mogłam się też oprzeć niewielkiej komódce i gazetnikowi. Wszystko za grosze, co najbardziej raduje. Czeka mnie teraz mnóstwo pracy w odnawianiu i przemalowywaniu zdobyczy. Aż mnie ręce świerzbią!




A w tych wolniejszych chwilach - jak wspomniałam - tworzę sobie, narazie głównie wykańczając napoczęte prace, które miesiącami czekały na chęci i wenę.



Bielone, lawendowe wieszaki (w pośpiechu robienia zdjęć zapomniałam o koronkowych wstążkach!), bliskie mojemu sercu.



Komplet różany. Taki tam. Poprawny. Więcej od siebie teraz wymagam, ale skoro klientowi się taki styl podoba... Przynajmniej to cieszy.

5 komentarzy:

  1. Ha... no pięknie w tym Twoim mieszkanku będzie... nie mam wątpliwości. Będę tu zaglądała z wielkim zainteresowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę wybrać sie tam i poszperać w starociach:)
    Super, że znowu zaczynasz pisać i tworzyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja cieszę się i to potrójnie! Dwa razy :)) za Ciebie i raz za siebie. Na dodatek lista tych radości dłuuuuugachna. Dwie pierwszoplanowe: znów piszesz i zrobiło Ci się "po drodze" do mnie ;). Z ogromną radością i przyjemnością będę tu zaglądała. Podglądaczka-R.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że piszesz, że pokazujesz swoje prace i dzielisz się z nami kawałeczkiem swojego życia. Pięknie się zapowiada to Twoje gniazdko :)))
    elkaj

    OdpowiedzUsuń
  5. zainspirowalas mnie kompletem rozanym, wlasnie podobny efekt chcialam uzyskac, paski oraz roze...no i wyobraz sobie,ze mam manekin podobnych rozmiarow, ktory czeka na zmilowanie..moj jest styropianowy, moze podpowiesz jaka baze uzyc do niego???akryl wystarczy???bede wdzieczna o odp..ABily abily@live.nl

    OdpowiedzUsuń