No ale od początku...
Wspominałam kiedyś, że mieszkamy w mieszkaniu rodzinnym mojej mamy, w mieszkaniu po mojej kochanej Ś.P. Babci. Mieszkanie to znajduje się w starej poniemieckiej kamienicy, która jak sądzę właśnie mniej więcej teraz mogłaby świętować swoje stulecie, a w każdym razie byłaby tej chwili bardzo bliska. Pomijając moją ogromną radość, że tu mieszkamy - ze względu na przeszłość i sentymenty, że to mury najprawdziwsze oddychające, a nie płyty betonowe, że klimat, że nie blokowisko...itd. - bo wychwalać mogłabym bez końca, jest jeden podstawowy problem: generalnego remontu mieszkanie nie widziało od pół wieku...
Jakby nie było więc prosiłoby się o porządny remont, przerobienie starych instalacji, a przy tym odświeżenie całości na nowo, wedle naszych gustów. Dziś już wiemy, że to nie takie hop siup i przede wszystkim przydałaby się jakaś skarbonka bez dna tudzież wygrana w totka, by bezkarnie realizować nasze pomysły. Niemniej jednak, stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać - być może remont rozwlecze się z pewnych względów na kilka najbliższych lat, ale zacząć trzeba. Na pierwszy ogień poszedł pokój kuchenny.
Pokój kuchenny to serce naszego domu. Od zawsze u Babci to tu toczyło się codzienne życie. Tu spędzała całe dnie na fotelu lub kanapie - szczególnie w ostatnich latach swojego życia, gdy już zdrowie nie pozwalało jej na intensywny ruch i wymagało nieco odpoczynku, tu się czytało książki, gazety, tu stanął pierwszy telewizor, przed którym zasiadała z wypiekami w dzieciństwie Mama z rodzeństwem, tu się toczyły "bardzo ważne rozmowy na lini Babcia-wnuczka", bo tylko Babcia tak rozumiała, czasem lepiej niż kochana, ale jednak różna czasem światopoglądowo Mama. To w tym miejscu Babcia serwowała swoje pyszności, to tylko tutaj smakowały tak babcine racuchy, naleśniki czy ogórkowa. Mogłabym tak wyliczać bez końca.
Nigdy o tym nie zapomnę i mimo wszelkich remontów, kosmetyki wnętrz, wszelkich zmian - te wspomnienia zawsze pozostaną, zaklęte w murach tego mieszkania. Zresztą jakże pusto i obco byłoby bez tej przeszłości tutaj...
Kuchnia kiedyś była pierwotnie pokojem. Właściwa kuchnia zaś była połączona w jednym pomieszczeniu z pseudołazienką (czyt. wanną i franią). Toaleta była - jak to w starych niemieckich kamienicach- wspólna z sąsiadami, na klatce schodowej. Babcia-nowatorka, zrobiła projekt i przerobiła mieszkanie, robiąc w kuchni łazienkę z toaletą, a kuchnię przenosząc do jednego z pokoi, który od tego czasu pełnił funkcję podwójną, bo oprócz aneksu kuchennego była tu wielka szafa ubraniowa, wersalka czy kredens.
Pluję sobie w brodę, że tak mało zdjęć robiłam, dodatkowo część przepadło mi bezpowrotnie. No ale coś się zachowało.
Pracy było niemało, trochę wszystko przerosło nasze możliwości czasowo-przerobowe i wiedzę remontową, nieobyło się bez pomocy fachowców w ostatecznym okresie, bo wyrównanie ścian (a założyłam sobie, że ściany będą malowane i wypadałoby by były w miarę gładkie...) okazało się, że niełatwe.
Ale zanim to nastąpiło, najpierw trzeba było zacząć od zerwania podwójnej warstwy tapet i kafli. Po zerwaniu tapety ukazała nam się trójwarstwowa olejna lamperia (o nie!), a powyżej "malowidła" wzorkowe, swego czasu dawniej bardzo modne.
Niestety okazało się, że miejscami tynk odpada od zawilgoconej ściany, niektóre cegły zmurszały. Konieczne było ostukiwanie wszystkich ścian i usuwanie tego co się nie trzyma. Powstało mnóstwo większych i mniejszych ubytków. Trzeba było je uzupełniać zaprawą tynkową, wcale nie cienką warstwą i schło to nam i schło... Musieliśmy też położyć nową instalację elektryczną, bo do tej pory w tym pokoju, liczącym 18 metrów kwadratowych było tylko 1 (słownie: jedno) gniazdko elektryczne.
Wiedziałam, że pod warstwami gumoleum (trzema) znajdują się oryginalne deski - Mama pamiętała je jeszcze z dzieciństwa. Miałam cichą nadzieję, że jakoś uda się je odzyskać. Poddać cyklinowaniu, usunąć farbę olejną i zaolejować... Niestety, okazało się, że są w takim stanie (próchnica), że wiele z nich trzeba by było wymienić, a też nie wiadomo co by się zastało pod nimi. Ostatecznie stanęło na tym, że je zostawimy jako izolację (mieszkamy na parterze, a poniżej zimne piwnice), wyrównamy powierzchnię i położymy nową drewnianą wymarzoną podłogę.
Moment gdy sufity i ściany były już wyrównane, pięknie pomalowane, podłoga położona - odetchnęliśmy z ulgą. Cała najbrudniejsza robota była za nami. Kolejnym etapem była kwestia mebli. Dotychczasowe wysłużone i nieciekawe meble (lata 60-70te) poszły w większości na opał. Dostaliśmy od ciotki J. jej kuchenne 3-letnie meble i je postanowiłam przerobić zgodnie ze swoim gustem :) Meble współczesne, oryginalnie w kolorze olchy z paskudnymi plastikowymi uchwytami postanowiłam przemalować, bo w głowie siedział mi projekt kuchni białej tudzież śmietankowej, klimatycznej, takiej w starym stylu. Okazało się, że fronty z szafek są z płyty MDF, a okleina, którą były pokryte miejscami odchodzi. Postanowiłam ją zerwać, co ułatwiło mi bardzo kwestię problematyczną-przyczepności farby do okleiny. Surowa płyta MDF zdecydowanie lepiej chłonęła grunt i farby. Razem 7 szafek różnej wielkości. I ja - zrywająca tę okleinę, szlifująca meble, malująca, lakierująca - w 8 i 9-tym miesiącu ciąży :) Nie powiem, łatwo nie było, ale nie wyobrażałam sobie że mi się nie uda. Jak już sobie coś postanowię to cel osiągam. A energii nie brakowało.
Ciąg dalszy relacji remontowej nastąpi :)
Kolejnym razem pokażę co z moich mebli zdziałałam i jak dziś wygląda serce naszego domu... :)
Pozdrawiam Was serdecznie!
Bardzo jestem ciekawa efektu tak ciężkiej pracy ;) czekam na ciąg dalszy .Dziękuję za odwiedziny u mnie :) . Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuńKobieto toż to istna demolka była:)
OdpowiedzUsuńTy brutalna jesteś...wrrr
Pozdrawiam Lacrima
Uuu, jak można przerywać w takim momencie! Poproszę o jak najszybszy ciąg dalszy!:))))
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na dalszy ciąg:))))) A że robiłaś to w tak zaawansowanej ciąży , to tylko podziwiać:))))
OdpowiedzUsuńHahahaaa... :)))
OdpowiedzUsuńPoczytałam i wierzcie mi... moment na przerwanie tej opowieści jak najmniej odpowiedni! Ja widziałam efekt tych prac! Warto poczekać na ciąg dalszy!
Pozdrawiam :)
no nie przerwac w takim momencie:)
OdpowiedzUsuńOj jak można właśnie teraz:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wyobrażam sobie ogrom pracy! Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKoniecznie pokazuj na bierzaco jak postepujja prace bo bardzo jestem ciekawa efektu koncowego. Ale napewno bedzie super.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
No jak mogłaś przerwać opowieść w takim momencie, to naprawdę okrutne. Widzę, że nie tylko ja jestem zawiedziona, zwłaszcza, że też mi się marzą takie klimatyczne mebelki kuchenne, które spodziewam się tu zobaczyć. Pozdrawiam serdecznie :)))
OdpowiedzUsuńelkaj
Trafiłam do Ciebie przypadkiem i bardzo mi się podoba. Pooglądam sobie poczytam i się rozgoszczę, już dodałam Cię do ulubionych blogów. I pozdrawiam ze Szczecina :-)
OdpowiedzUsuń