niedziela, 9 stycznia 2011

Był sobie kiedyś remont kuchni... -cz. I

... a właściwie pokoju kuchennego, bo takie spełnia to pomieszczenie funkcję, jest sercem naszego domu.

No ale od początku...
Wspominałam kiedyś, że mieszkamy w mieszkaniu rodzinnym mojej mamy, w mieszkaniu po mojej kochanej Ś.P. Babci. Mieszkanie to znajduje się w starej poniemieckiej kamienicy, która jak sądzę właśnie mniej więcej teraz mogłaby świętować swoje stulecie, a w każdym razie byłaby tej chwili bardzo bliska. Pomijając moją ogromną radość, że tu mieszkamy - ze względu na przeszłość i sentymenty, że to mury najprawdziwsze oddychające, a nie płyty betonowe, że klimat, że nie blokowisko...itd. - bo wychwalać mogłabym bez końca, jest jeden podstawowy problem: generalnego remontu mieszkanie nie widziało od pół wieku...

Jakby nie było więc prosiłoby się o porządny remont, przerobienie starych instalacji, a przy tym odświeżenie całości na nowo, wedle naszych gustów. Dziś już wiemy, że to nie takie hop siup i przede wszystkim przydałaby się jakaś skarbonka bez dna tudzież wygrana w totka, by bezkarnie realizować nasze pomysły. Niemniej jednak, stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać - być może remont rozwlecze się z pewnych względów na kilka najbliższych lat, ale zacząć trzeba. Na pierwszy ogień poszedł pokój kuchenny.

Pokój kuchenny to serce naszego domu. Od zawsze u Babci to tu toczyło się codzienne życie. Tu spędzała całe dnie na fotelu lub kanapie - szczególnie w ostatnich latach swojego życia, gdy już zdrowie nie pozwalało jej na intensywny ruch i wymagało nieco odpoczynku, tu się czytało książki, gazety, tu stanął pierwszy telewizor, przed którym zasiadała z wypiekami w dzieciństwie Mama z rodzeństwem, tu się toczyły "bardzo ważne rozmowy na lini Babcia-wnuczka", bo tylko Babcia tak rozumiała, czasem lepiej niż kochana, ale jednak różna czasem światopoglądowo Mama. To w tym miejscu Babcia serwowała swoje pyszności, to tylko tutaj smakowały tak babcine racuchy, naleśniki czy ogórkowa. Mogłabym tak wyliczać bez końca.
Nigdy o tym nie zapomnę i mimo wszelkich remontów, kosmetyki wnętrz, wszelkich zmian - te wspomnienia zawsze pozostaną, zaklęte w murach tego mieszkania. Zresztą jakże pusto i obco byłoby bez tej przeszłości tutaj...

Kuchnia kiedyś była pierwotnie pokojem. Właściwa kuchnia zaś była połączona w jednym pomieszczeniu z pseudołazienką (czyt. wanną i franią). Toaleta była - jak to w starych niemieckich kamienicach- wspólna z sąsiadami, na klatce schodowej. Babcia-nowatorka, zrobiła projekt i przerobiła mieszkanie, robiąc w kuchni łazienkę z toaletą, a kuchnię przenosząc do jednego z pokoi, który od tego czasu pełnił funkcję podwójną, bo oprócz aneksu kuchennego była tu wielka szafa ubraniowa, wersalka czy kredens.

Pluję sobie w brodę, że tak mało zdjęć robiłam, dodatkowo część przepadło mi bezpowrotnie. No ale coś się zachowało.
Pracy było niemało, trochę wszystko przerosło nasze możliwości czasowo-przerobowe i wiedzę remontową, nieobyło się bez pomocy fachowców w ostatecznym okresie, bo wyrównanie ścian (a założyłam sobie, że ściany będą malowane i wypadałoby by były w miarę gładkie...) okazało się, że niełatwe.

Ale zanim to nastąpiło, najpierw trzeba było zacząć od zerwania podwójnej warstwy tapet i kafli. Po zerwaniu tapety ukazała nam się trójwarstwowa olejna lamperia (o nie!), a powyżej "malowidła" wzorkowe, swego czasu dawniej bardzo modne.


Niestety okazało się, że miejscami tynk odpada od zawilgoconej ściany, niektóre cegły zmurszały. Konieczne było ostukiwanie wszystkich ścian i usuwanie tego co się nie trzyma. Powstało mnóstwo większych i mniejszych ubytków. Trzeba było je uzupełniać zaprawą tynkową, wcale nie cienką warstwą i schło to nam i schło... Musieliśmy też położyć nową instalację elektryczną, bo do tej pory w tym pokoju, liczącym 18 metrów kwadratowych było tylko 1 (słownie: jedno) gniazdko elektryczne.


Wiedziałam, że pod warstwami gumoleum (trzema) znajdują się oryginalne deski - Mama pamiętała je jeszcze z dzieciństwa. Miałam cichą nadzieję, że jakoś uda się je odzyskać. Poddać cyklinowaniu, usunąć farbę olejną i zaolejować... Niestety, okazało się, że są w takim stanie (próchnica), że wiele z nich trzeba by było wymienić, a też nie wiadomo co by się zastało pod nimi. Ostatecznie stanęło na tym, że je zostawimy jako izolację (mieszkamy na parterze, a poniżej zimne piwnice), wyrównamy powierzchnię i położymy nową drewnianą wymarzoną podłogę.
 
Moment gdy sufity i ściany były już wyrównane, pięknie pomalowane, podłoga położona - odetchnęliśmy z ulgą. Cała najbrudniejsza robota była za nami. Kolejnym etapem była kwestia mebli. Dotychczasowe wysłużone i nieciekawe meble (lata 60-70te) poszły w większości na opał. Dostaliśmy od ciotki J. jej kuchenne 3-letnie meble i je postanowiłam przerobić zgodnie ze swoim gustem :) Meble współczesne, oryginalnie w kolorze olchy z paskudnymi plastikowymi uchwytami postanowiłam przemalować, bo w głowie siedział mi projekt kuchni białej tudzież śmietankowej, klimatycznej, takiej w starym stylu. Okazało się, że fronty z szafek są z płyty MDF, a okleina, którą były pokryte miejscami odchodzi. Postanowiłam ją zerwać, co ułatwiło mi bardzo kwestię problematyczną-przyczepności farby do okleiny. Surowa płyta MDF zdecydowanie lepiej chłonęła grunt i farby. Razem 7 szafek różnej wielkości. I ja - zrywająca tę okleinę, szlifująca meble, malująca, lakierująca - w 8 i 9-tym miesiącu ciąży :) Nie powiem, łatwo nie było, ale nie wyobrażałam sobie że mi się nie uda. Jak już sobie coś postanowię to cel osiągam. A energii nie brakowało.


Ciąg dalszy relacji remontowej nastąpi :)
Kolejnym razem pokażę co z moich mebli zdziałałam i jak dziś wygląda serce naszego domu... :)

Pozdrawiam Was serdecznie!

11 komentarzy:

  1. Bardzo jestem ciekawa efektu tak ciężkiej pracy ;) czekam na ciąg dalszy .Dziękuję za odwiedziny u mnie :) . Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto toż to istna demolka była:)
    Ty brutalna jesteś...wrrr
    Pozdrawiam Lacrima

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu, jak można przerywać w takim momencie! Poproszę o jak najszybszy ciąg dalszy!:))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg:))))) A że robiłaś to w tak zaawansowanej ciąży , to tylko podziwiać:))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahaaa... :)))
    Poczytałam i wierzcie mi... moment na przerwanie tej opowieści jak najmniej odpowiedni! Ja widziałam efekt tych prac! Warto poczekać na ciąg dalszy!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. no nie przerwac w takim momencie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj jak można właśnie teraz:)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Wyobrażam sobie ogrom pracy! Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Koniecznie pokazuj na bierzaco jak postepujja prace bo bardzo jestem ciekawa efektu koncowego. Ale napewno bedzie super.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. No jak mogłaś przerwać opowieść w takim momencie, to naprawdę okrutne. Widzę, że nie tylko ja jestem zawiedziona, zwłaszcza, że też mi się marzą takie klimatyczne mebelki kuchenne, które spodziewam się tu zobaczyć. Pozdrawiam serdecznie :)))
    elkaj

    OdpowiedzUsuń
  11. Trafiłam do Ciebie przypadkiem i bardzo mi się podoba. Pooglądam sobie poczytam i się rozgoszczę, już dodałam Cię do ulubionych blogów. I pozdrawiam ze Szczecina :-)

    OdpowiedzUsuń